W ostatnich latach obserwujemy w Polsce zjawisko powstawania różnych przedsięwzięć, głównie niczego niefundujących fundacji, podszywających się pod autorytet działalności społecznej i zagarniających dla siebie lwią część funduszy przeznaczonych przez państwo na wspieranie działalności społecznej.
Fundacje te poza założycielami nie mają żadnych członków i nie wykonują żadnej pracy społecznej. Niczego nie fundują, bo nie mają żadnego własnego funduszu. Nastawione są natomiast na pozyskiwanie i konsumowanie środków finansowych przeznaczanych przez państwo na wspieranie działalności społecznej, zagarniając dla siebie lwią część tych funduszy.
Prowadzi to do upadku wielu rzeczywistych stowarzyszeń obywatelskich, które przegrywają konkurencję w staraniach o subwencje z wyspecjalizowanymi w pisaniu wniosków fundacjami. Jednocześnie działania tych grup opierają się praktycznie w całości o pozyskane dotacje, a więc fundusze te są marnowane, bowiem nie przyczyniają się do wsparcia rzeczywistej społecznej aktywności obywateli, lecz stanowią w 100 % zapłatę za wykonanie zadania zleconego. Tymczasem nie takie powinno być przeznaczenie tych środków.
Najczęściej takie fundacje nastawione są na szkolenie nas społeczników w zakresie tego, co i jak ich zdaniem powinniśmy w stowarzyszeniach robić i na to zagarniają niemal wszystkie pieniądze z puli przeznaczonej na dofinansowanie działalności społecznej, gdy tymczasem sami jeszcze niczego społecznie nie zrobili. Aż ciśnie się na usta pytanie: jeżeli są takimi znawcami, to dlaczego w naszych organizacjach są tysiące członków, a oni nawet nie potrafią zebrać 15 osób do powołania stowarzyszenia i usiłują wprowadzić takie zmiany w przepisach, aby mogli zaledwie w kilka osób zakładać stowarzyszenia i pobierać dotacje!? Równie chętnie oferują drogie badania dotyczące sektora NGO. Ich działalność w praktyce ogranicza się do zarabiania, a nie prowadzenia rzeczywistej społecznej działalności obywatelskiej.
Prawdziwe fundacje coraz głośniej podnoszą, że powstające jak grzyby po deszczu pseudo fundacje, popsuły im opinię i domagają się zmiany przepisów o fundacjach. Jak zostanie wprowadzony przepis, że fundacja musi dysponować rzeczywistym funduszem, którego właściciele pseudo fundacji nie mają, to ich fundacje zostaną rozwiązane. Dlatego właściciele pseudo fundacji przygotowują się do przejścia pod szyld stowarzyszeń. Mają jednak problem, bo nie są w stanie zachęcić choćby niewielkiej, 15 osobowej grupy do założenia stowarzyszenia i jeszcze wybrania ich prezesem. Na stowarzyszenia zwykłe, zakładane w trzy osoby, aktualnie nie można pobierać dotacji, a więc nie zdają dla nich egzaminu, skoro nie da się w nich zarabiać. Stąd ostatnia ustawa zmieniająca Prawo o stowarzyszeniach. Została ona uchwalona na siłę, na chybcika, mimo wielu merytorycznych i formalnoprawnych zastrzeżeń. Po wyborach najprawdopodobniej tak przekombinowana ustawa nie miałaby żadnych szans na jej uchwalenie.
Coraz częściej spotykamy się z poglądem, że miarą organizacji pozarządowej jest to jak duży ma roczny budżet pobrany w ramach dofinansowań, a nie to ilu ma członków i jaka jest niepokryta z dotacji, wartość społecznej pracy członków danej organizacji na rzecz ogółu społeczeństwa.
Z regulacji ustawy Prawo o stowarzyszeniach jednoznacznie wynika, że społeczne organizacje obywatelskie winny opierać swoją działalność na społecznych działaniach ich członków. Dlatego właśnie różne grupy zgłaszają kolejne inicjatywy, aby tak pozmieniać przepisy dotyczące stowarzyszeń, by można było pod ich szyldem swobodnie czerpać dla siebie zarobki z publicznych pieniędzy.
W efekcie, aktualnie prowadzona jest polityka popierania i dofinansowywania fundacji, które nie mają członków poza założycielami i zagarniają większość funduszy przeznaczonych na wspieranie działalności rzeczywistych organizacji obywatelskich.
Działania takie zapewniają poklask stosunkowo niewielkiej grupy właścicieli prywatnych fundacji, zrażają natomiast miliony obywateli zrzeszonych w stowarzyszeniach członkowskich.
Przyjęcie takiego kierunku postępowania wypacza ideę aktywizacji obywateli w ramach działań organizacji społecznych i prowadzi do nieuchronnego upadku rzeczywistych stowarzyszeń obywatelskich. Gdy skończą się fundusze unijne, grupy te znikną jak kamfora i okaże się, że Polska zmarnowała olbrzymie kwoty, które miały umocnić rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Tylko ile prawdziwych stowarzyszeń członkowskich wówczas pozostanie!? Dziesiątki tysięcy stowarzyszeń, które takie przepisy doprowadzą do upadku, już nie wznowi działalności.
Należy kategorycznie oddzielić działalność społeczną członkowskich stowarzyszeń obywatelskich non-profit, polegającą na niesieniu pomocy potrzebującym i aktywizującą obywateli, od działań prywatnych fundacji i prywatnych biznesów. Fundacje mają fundować, prywatny biznes ma sprzedawać swoje towary i usługi na wolnym rynku, a nie zagarniać środki z dotacji przeznaczonych na wspieranie organizacji społecznych.
Natomiast wszystkie członkowskie organizacje obywatelskie należy wspierać, a nie zmuszać do konkurowania o fundusze, bo pojęcie konkurencja już samo w sobie zawiera dążenie do eliminacji konkurenta, co w przypadku organizacji społecznych nie powinno mieć miejsca.